Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

20-lecie działalności Jastrzębskiego Zakładu Wodociągów i Kanalizacji S.A.

Redakcja
Tadeusz Pilarski, prezes Jastrzębskiego Zakładu Wodociągów i Kanalizacji S.A. - rozmowa.

Jastrzębski Zakład Wodociągów i Kanalizacji S.A. 20 grudnia br. będzie świętował 20-lecie działalności. Początki Waszej działalności były trudne?
20 grudnia 1993 roku zostaliśmy zarejestrowani jako spółka akcyjna i zaczęliśmy sukcesywnie przejmować majątek z dwóch źródeł. Z wodzisławskiego przedsiębiorstwa przejęliśmy ok. 200 kilometrów wodociągów i 60 kilometrów z kilku pomniejszych spółek, które działały na zasadzie komitetów społecznych. Istniały jedynie na papierze, nie było właściwie gospodarza, dokumentacji, nic, i trzeba było to z marszu przejąć. No i zatrważające straty na wodzie niesprzedanej, sięgające 60 procent. Na przykład ze 160 metrów sześciennych wody, które wtłaczano do wodociągu, 100 udało się sprzedać, a 60 gdzieś znikało po drodze. Tak wyglądała sytuacja w Jastrzębiu. Na sieciach wodzisławskich mieliśmy z kolei 33 procent strat.

Kiedy tak naprawdę udało się opanować sytuację? Jak dzisiaj to wygląda?
Naszym celem było uzyskanie 10 procent wskaźnika strat. Taki mają najlepsze firmy światowe, skandynawskie, niemieckie, to jest poziom najlepszy. No i udało nam się. Już w ciągu 10 lat pracy uzyskaliśmy te 10 procent, natomiast w tej chwili utrzymujemy w granicach 8 procent i to jest jeden z najlepszych wyników na świecie. Mamy się czym pochwalić. W Niemczech takie wskaźniki średnio wynoszą 12-13 procent, jedynie duńskie wodociągi utrzymują poziom 8-9 procent. Dla przykładu - francuskie 25 procent, a w Anglii i kilkadziesiąt procent, bo oni tam nawet wodomierzy nie stosują. Płatności nie wynikają ze użycia, tylko wartości nieruchomości, więc nikomu nie zależy na stratach...

Poczęstował mnie pan pyszną kawą espresso, rozumiem, że smak to też zasługa wody. A woda w Jastrzębiu płynie z najczystszych terenów Czech. To też była gigantyczna inwestycja. Czy faktycznie jest lepsza od tej naszej, polskiej?
Pierwsza woda z Czech w jastrzębskich kranach popłynęła 23 grudnia 2001 roku. Pierwsza wigilia wówczas była spokojna. Nie mieliśmy żadnych telefonów, że gdzieś wody brakuje. Ta inwestycja to był spektakularny sukces. Decyzja o dywersyfikacji zaopatrzenia wody, którą podjęliśmy wiele lat temu, okazała się słuszna. Bo dzisiaj mamy wodę tańszą średnio o 30 procent u klienta, niż nasi koledzy, którzy korzystają w 100 procentach z zaopatrzenia GPW. Nie mamy w ogóle żadnych skarg dotyczących jakości wody. Jest wyjątkowo miękka, przyjemniejsza w użyciu, do mycia, prania, do gotowania. Więc mieszkańcy tak już przywykli, że wręcz domagali się, aby podłączać kolejne blokowiska do tej sieci. W tej chwili Jastrzębie-Zdrój w 98 procentach jest zaopatrywane wodą z Czech.

A skąd dokładnie płynie?
Z dwóch najlepszych czeskich ujęć, doprowadzających wodę ze źródeł rzeki Morawki i Ostravicy w Beskidzie Czeskim, znajdujących się ponad 500 metrów npm w Beskidzie Czeskim. Sama zlewnia tych zbiorników to są górskie lasy, tam nie ma w ogóle kto zanieczyścić wód, które wpływają do tego zbiornika. Płynie do nas ona grawitacyjnie. Nawet po drodze jest wykorzystywana jej energia do produkcji prądu. Jest czystsza, więc nie trzeba jej aż tak uzdatniać chemią. Mamy już ponad 12-letnie doświadczenie we współpracy i nie mieliśmy przypadku, by były jakiejś problemy.

Bo też to była olbrzymia inwestycja…
I po naszej, i czeskiej stronie. Skorzystaliśmy z tego, że jesteśmy "przytuleni" do granicy czeskiej, zbudowaliśmy ponad 5 kilometrów sieci po naszej stronie. Na naszej sieci musieliśmy dokonać mnóstwa przeróbek, bo woda z Czech niejako płynęła pod prąd tej naszej, ale wszystko poszło sprawnie. Liczyliśmy, że inwestycja zwróci nam się po 5 latach, kosztowała po naszej stronie w sumie 8,5 miliona złotych. I proszę sobie wyobrazić, że wszystko nam się zwróciło w półtora roku. Nasze założenia były bardzo ostrożne, nie znaliśmy kontrahenta. Ale okazał się bezproblemowy. Więc zamiast ostrożnie zakładanych 6 tysięcy metrów sześciennych wody na dobę, braliśmy 10 tysięcy. Dzięki temu szybciej się udało tę inwestycję spłacić.

Jak przeciętny jastrzębianin korzysta z wody. Jest oszczędny, czy wręcz przeciwnie?
Rocznie kupujemy 5 milionów metrów sześciennych wody. Jastrzębianin, jeśli chodzi o pobór wody, jest dzisiaj bardzo oszczędny. Średnia na dobę poboru wody wynosi 84 litry. Takim wskaźnikiem mogą się pochwalić najbogatsze kraje, słynące z ekologicznego podejścia. A więc cała Skandynawia czy Niemcy. Im biedniejszy kraj, tym więcej zużywa wody. Na Ukrainie ponad 300 litrów na mieszkańca na dobę. Ale tam woda nie ma ceny. Jest dotowana, więc komu zależy? Średnia zużycia w Polsce wynosi 100-110 litrów. Jesteśmy więc w czołówce pod względem oszczędności zużycia. Stać nas na zmywarkę, dobre urządzenie do przygotowania ciepłej wody użytkowej. Cieszymy się, że jastrzębianin jest w miarę zasobnym obywatelem, bo stać go na oszczędność.

Udało się również zrobić porządek ze ściekami. Podobno w naszych rzekach znowu są raki, i to nie te amerykańskie. To prawda? W górniczym mieście to możliwe?
To prawda, zrobiliśmy niesamowity postęp. Na Szotkówce mamy żeremie bobrowe, mamy ryby, jakość środowiska to przepaść między tym, co było w 1993 roku, a obecnie. Nasze rzeki są czyste, wróciło życie biologiczne. Jak wracam do domu, na moście nad rzeką Ruptawka wędkarze łowią ryby. To znaczy, że jest dobrze, naprawdę dobrze. A to efekt tytanicznej pracy i olbrzymiego projektu budowy kanalizacji sanitarnej w mieście, który realizowaliśmy od 2004 roku do grudnia 2010 roku. Projekt był wart 34 miliony euro, z czego 28,5 miliona euro to była unijna dotacja. W ramach zadania zbudowaliśmy prawie 250 kilometrów kanalizacji sanitarnej, 57 przepompowni ścieków i zmodernizowaliśmy oczyszczalnię Ruptawa, aby uzyskać parametry zgodne z dyrektywą UE. Ważne, że realizując inwestycję nie ograniczaliśmy się terytorialnie, ale zabezpieczyliśmy całą zlewnię, która obejmowała nie tylko teren Jastrzębia-Zdroju, ale i Godowa, i Mszany. Bo w przeciwnym razie któraś gmina nadal wylewałaby ścieki do któregoś z naszych potoków czy zalewiska i plan ekologiczny wziąłby w łeb. I powiem panu, że trzy gminy, tak różne, przez cały czas tworzenia projektu, wykonania, były we wszystkich uchwałach tego projektu zgodne, jednogłośnie je przyjmowano. Wtedy nie byliśmy na łamach prasy pokazani ani razu, nie było protestów mieszkańców w temacie realizacji projektu. Na pewno wpływ miało to, że realizowały projekty małe firmy, które potrafią rozmawiać z mieszkańcami, inżynier kontraktu starał się godzić, a nie dzielić, więc konflikty u źródła udawało się rozwiązywać. Do nowej kanalizacji podłączyło się 31 tysięcy mieszkańców, ale także kopalnie "Borynia" i "Zofiówka". I to udało się nam wszystko zrealizować w terminie. Zaoszczędzić nawet dwa miliony euro, które Unia Europejska pozwoliła wykorzystać na uszczelnienie całej sieci. I bardzo szybko nam oddała pieniążki. Średnio czeka się 4 lata na płatność końcową, a my dostaliśmy to w 2012 roku, po 6 miesiącach. Inwestycję zamknęliśmy w grudniu 2010 roku. Skanalizowana została aglomeracja. A więc tam, gdzie na kilometr kanalizacji przypadało 120 mieszkańców. To współczynnik ekonomiczności, którego się bardzo rygorystycznie trzymaliśmy, by było to opłacalne dla mieszkańców. A efektem tego wszystkiego jest to, że do naszych rzek wróciła przyroda z czasów lat 60., gdy tu mieszkało 7 tysięcy mieszkańców.

Jest jeszcze coś, co wyróżnia ten projekt. Na terenie oczyszczalni ścieków powstało Centrum Edukacji Ekologicznej.
To nasza szczególna duma. To właśnie tam kreujemy modę na ekologię wśród młodzieży, na zrównoważony rozwój. Mówimy, że nie jest najważniejszy człowiek, czy przyroda. Mówimy, że wszystko może z sobą współgrać. Pokazujemy przykłady naszej działalności młodzieży, aby wpoić pozytywne nawyki, a poprzez młodzież dotrzeć do dorosłych. Bo jak własny syn czy córka wracając ze szkoły mówią: "mamo, dlaczego dajesz tyle proszku do pralki, jastrzębska woda jest miękka, wystarczy 1/4 miarki", to to ostatecznie poskutkuje. Rocznie nasze centrum odwiedza 3 tysiące uczniów i przedszkolaków. To oni są naszymi najlepszymi ambasadorami. U nas dowiadują się, że basen miejski w Zdroju jest ogrzewany ciepłem uzyskanym z oczyszczalni ścieków, znajdującej się nieopodal. Bo u nas nic się nie zmarnuje. Z biogazu produkujemy energię elektryczną i ciepło. U nas na hałdach rośnie trawa i wysokie drzewa w sposób naturalny. Bo razem z JSW S.A. i SEJ S.A. z biomasy, pyłów dymnicowych i wapna palonego produkujemy produkt do rekultywacji hałd. Czterokrotnie bardziej żyzny od humusu. Przy oczyszczalni przy Parku Zdrojowym powstała ścieżka ekologiczna. Mamy tam nawet 10 uli, które produkują wspaniały miód.

A wracając do wody. Pamiętam katastroficzne filmy dokumentalne, że wody zabraknie. Także u nas, w Europie. Mamy się czego bać?
Ja nie widzę takiego zagrożenia. Kiedyś w Jastrzębiu-Zdroju kupowaliśmy 10,5 miliona metrów sześciennych wody na rok. To było w 1994 roku. Teraz 5 milionów. A więc o połowę mniej. Kiedyś kopalnia brała 2 tysiące metrów sześciennych wody na dobę, dziś 500-600 metrów sześciennych. Pozamykano obiegi wody na naszych kopalniach, to dziś pod tym względem najwyższa klasa światowa. Zużycia nie wzrastają, a spadają. Więc ja takich zagrożeń nie widzę, są przesadzone i to mocno. Badania dawniej opierano na założeniach, że zużycie będzie lawinowo rosło, a tak się nie dzieje. Spada, w wyniku działań proekologicznych. Choćby zwykłe olicznikowanie mieszkań i domów. Teraz każdy wie, ile zużywa wody, więc nie tracimy jej w sposób głupi. Zniknęły przeciekające spłuczki czy kapiące krany.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: RPP zdecydowała ws. stóp procentowych? Kiedy obniżka?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na jastrzebiezdroj.naszemiasto.pl Nasze Miasto