Komentarz: Złośliwości na sesji przestają dziwić

Darmowa komunikacja w Jastrzębiu: złośliwości na sesji przestają dziwić

Czasem zastanawiam się, czy niektórzy radni stawiają sobie za cel nadrzędny, by na każdej sesji w Urzędzie Miasta chociaż raz zachować się złośliwie względem opozycji lub prezydent Anny Hetman. I mam na myśli tutaj obie strony konfliktu, który w jastrzębskim magistracie trwa od początku objęcia prezydenckiego stanowiska przez Annę Hetman. A może i wcześniej.

Nawet powaga sytuacji oraz temat, który podjęto na ostatniej sesji, nie przeszkodził bowiem radnym we wzajemnym obrzucaniu się błotem. Krzyki i złośliwości na sesjach przestają dziwić, stają się standardem. I jest to bardzo przykre.

Do dziś pamiętam słowa zaprzyjaźnionej dziennikarki z Raciborza, która opowiadała mi, jak prezydent Mirosław Lęk przepraszał (!) dziennikarzy za oburzające zachowanie radnych na sesji Rady Miasta. Wówczas dziennikarze mieli odpowiedzieć: „Chyba nie był pan w Jastrzębiu!”.

Smutna jest ta historia, bo pokazuje, że w zestawieniu z innymi samorządami, jastrzębski wypada dosyć marnie. Zwłaszcza, jeśli chodzi o kulturę słowa czy wzajemny szacunek. Bo jak inaczej nazwać to, co dzieje się nie tylko na sesjach, ale też innych spotkaniach z radnymi w roli głównej?

Oczywiście nie wrzucam wszystkich do jednego worka, ale - niestety - coraz częściej zdarza się, że nawet ci radni z największym doświadczeniem pozwalają sobie na bardzo uszczypliwe komentarze. Komentarze, które wielokrotnie - wydawałoby się - nie przystoją ludziom na tak reprezentatywnych stanowiskach.

Bartosz Wojsa
Dziennikarz DZ