Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Marian Hudek po 3 latach od zdobycia Korony Ziemi WYWIAD

Katarzyna Spyrka
Na szczycie Mount Vinson (4897 m)
Na szczycie Mount Vinson (4897 m) archiwum prywatne
Dokładnie trzy lata temu, 24 maja 2010 roku, Marian Hudek został 9 w historii Polakiem, który zdobył Koronę Ziemi, a 6 lat wcześniej, też w maju, został 20 polakiem, który wszedł na Mount Everest. Jak wspomina te wydarzenia? Co robi teraz? Przeczytajcie wywiad!

Dokładnie dziś, 24 maja mijają 3 lata od kiedy został pan zdobywcą Korony Ziemi, a 6 lat wcześniej Mount Everest. Pamięta pan ten dzień?

Jako ostatni szczyt z Korony Ziemi zdobywałem MC Kinley. Nie był to szczyt tak trudny jak Mount Everest, ale nie ma łatwych gór. Z reguły, jeśli ktoś ma plan zdobyć Koronę, to Mount Everest, jako jeden z najtrudniejszych szczytów zostawia sobie na koniec, ja od niego zacząłem.

Zdobył pan Mount Everest choć kilka lat wcześnie był pan tym szczytem przerażony?
Po górach chodziłem kiedyś z synami. Z młodszym byłem na Kilimandżaro, a ze starszym w 2004 roku wybrałem się na trekking po Himalajach. Przez cały miesiąc z 25-kilogramowymi plecakami wędrowaliśmy po górach. Wtedy też zdobyliśmy nasz pierwszy 6-tysięcznik i dotarliśmy do bazy pod Everestem, w której zimą nie ma nikogo. Rozłożyliśmy namiot, ale nie mogliśmy zasnąć z zimna. Po raz pierwszy z bliska zobaczyłem Mount Everest oraz silny wiatr i tumany śniegu jak pióropusze dymu zdmuchiwane z jego wierzchołka. Pomyślałem wówczas, że takiej góry nie może zdobyć człowiek z krwi i kości.

Ale wrócił pan tam znowu?
Uważam, że wspinaczka wysokogórska to najtrudniejsza pasja, jaką może mieć człowiek. Wróciłem, bo góry wciągają. Nie myśli się o śmierci, choć ma się świadomość, że ona może się zdarzyć. W końcu zdecydowałem się na wyjazd. Dotarłem do bazy od strony chińskiej, w której przetrwanie ze względu na wysokość (6400 m) jest już sporym wyzwaniem dla organizmu. Tam też w czasie ataku szczytowego przeżyłem najgorsze załamanie pogody w życiu. Namiot w obozie II (7600 m) miałem ustawiony nad przepaścią, wiatr hulał, a jedynym obciążeniem byłem w nim ja i mój plecak. Czułem się jak w trumnie. Jakoś przeżyłem ale musiałem się wycofać. Parę dni później pomyślałem: teraz albo nigdy i zdecydowałem się na ponowny atak. Z obozu III (8300 m) wyszedłem o godz. 22 i po całonocnej wspinaczce przy świetle czołówki o 7 rano stanąłem na szczycie. Pomimo pięknej pogody i lazurowego nieba, widokiem mogłem się nacieszyć tylko pół godziny i musiałem wracać. To zejście kosztowało mnie wiele wysiłku. Mimo skrajnego wyczerpania i odwodnienia organizmu, postanowiłem zejść do bazy bez biwaku w wyższych obozach ponieważ zdawałem sobie sprawę, że jestem sam i zatrzymanie się mogłoby mnie zgubić.

Co się robi po powrocie?
Chciałem tylko pić. Myślałem, że takie pragnienie może spotkać człowieka tylko na pustyni. Wróciłem do bazy, piłem, zadzwoniłem do rodziny i spałem całą dobę.

Podobno błędem w górach jest zbytnie rozluźnienie przy zejściu?
Wyprawa jest dopiero wtedy udana, kiedy się nie tylko zdobędzie szczyt, ale i szczęśliwie z niego zejdzie. Jak wiadomo bardzo wiele wypadków zdarza się właśnie w drodze powrotnej.
Ile jest prawdy w tym, że w górach nie myśli się o śmierci...
Nie myśli się, bo to paraliżowałoby przed zdobywaniem szczytów. Ale dobrze wiem iż to nie jest tak, jak w filmach, że pomoc zawsze nadejdzie na czas, a ktoś jest w stanie przetrwać kilka dni w ekstremalnych warunkach. To fikcja. Na 8 tysiącach m n.p.m. często nie ma nawet możliwości wezwania pomocy.

W jednej takiej akcji brał pan udział. Zginął kolega z klubu, Krzysztof Apanasiewicz.
Zrobiliśmy, co mogliśmy. Przeszukaliśmy całą grań Piku Korzeniewskiej i do końca nie mogliśmy uwierzyć, że Krzysiek po prostu zniknął... To było trudne doświadczenie. Niektórzy po takich sytuacjach całkowicie rezygnują z gór, inni wręcz przeciwnie.

Pan wspinał się dalej...
Zdobyłem Koronę Ziemi, ale były też inne duże sukcesy naszego Jastrzębskiego Klubu Wysokogórskiego w górach wysokich, o których niewiele się mówiło, np. wyprawa na Czo-Oyu - szósty szczyt Ziemi (8201m), który zdobyliśmy 8-osobową ekipą.

Od momentu zdobycia Korony zrobiło się o panu cicho. Wspina się pan jeszcze?
Jestem pochłonięty pracą. Udało mi się wybudować dom. Nadal kocham góry, ale wiek mnie już trochę ogranicza więc zapewne zdobycie Korony Himalajów pozostanie już tylko moim marzeniem. Nie zamierzam jednak rezygnować ze swojej pasji, a parę dni temu wróciłem z grupą znajomych z trekkingu po Himalajach.

Czy są jakieś klubowe plany na kolejne wysokogórskie wyprawy?
Chcielibyśmy z chłopakami z klubu zorganizować kolejne wyprawy. Na razie nie chciałbym zdradzać szczegółów. Powiem tylko, że nikt z naszego regionu jeszcze tego nie dokonał. Niestety najtrudniejszą barierą do pokonania są tradycyjnie sprawy finansowe, które mamy nadzieję, że uda się jakoś rozwiązać.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na jastrzebiezdroj.naszemiasto.pl Nasze Miasto