Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Marzena Erm opowiedziała o swojej podróży na Kaukaz

Katarzyna Spyrka
Marzena Erm opowiedziała o podróży na Kaukaz
Marzena Erm opowiedziała o podróży na Kaukaz z archiwum Misja Rakija
Marzena Erm opowiedziała o swojej podróży na Kaukaz. Na wernisażu, który odbył się w piątek w Miejskiej Bibliotece Publicznej, jastrzębianka opowiadała o podróży po Gruzji i Armenii oraz pokazała swoje zdjęcia. Nam już wcześniej Marzena opowiedziała o swoich przeżyciach.

Dla Marzeny Erm, 26-latki z Bzia, nie ma rzeczy niemożliwych. Od kilku lat, całe Jastrzębie kibicuje jej, żeby wyzdrowiała. Mimo, że choroba dała jej w kość, Marzena jest przykładem na to, że niezależnie od tego, co dzieje się życiu, mamy prawo spełniać marzenia. Wiedząc, że do pełni wyzdrowienia potrzebny jest jej przeszczep szpiku, 26-latka postanowiła wyjechać w podróż życia.

- Wiedziałam, że mam nietypowe geny i bardzo trudno jest dla mnie znaleźć dawcę nie tylko w Polsce, ale na całym świecie. Miałam świadomość, że może się ten dawca nie znaleźć i choroba znów może zaatakować – nie kryła Marzena.
Mimo wszystko, jastrzębianka postanowiła zrobić coś dla siebie, nawet gdyby to miała być ostatnia rzecz w życiu, z plecakiem leków i pozytywną energią, wyruszyła w podróż do Gruzji i Armenii. Łatwo nie było, bo zamiast w hotelach, spała u tych, którzy zaprosili ją do siebie, jadła, to co tubylcy, co nie zawsze akceptował jej żołądek. Poszła na żywioł i choć z miesięcznej podróży wróciła ze zwichniętą kostką, przeziębieniem i anginą, a kilka dni później od razu musiała stawić się na kolejnej serii chemioterapii, nie żałuje swojej decyzji i podróży.
- Choroba nie powinna nas zamykać w czterech ścianach. Zawsze powinniśmy czerpać z życia pełnymi garściami, mieć jakiś powód do wstawania z łóżka - zapewnia jastrzębianka.

O tym, że wyprawa była wyjątkowa, jastrzębianie będą się mogli przekonać sami już we wrześniu, bo właśnie wtedy w Miejskiej Bibliotece Publicznej odbędzie się wernisaż wystawy zdjęć oraz prezentacja filmu, który Marzena kręciła podczas podróży.
Co ciekawe, kiedy z niej wróciła, okazało się, że znalazł się dla niej dawca... w Brazylii.
- Już mój lekarz mi powiedział kiedyś, że mam bardzo brazylijską urodę i żartował, że nie zdziwiłby się, gdyby dawcą okazał się właśnie Brazylijczyk - mówi nam Marzena. I nie ukrywa, że podczas zakończonych Mistrzostw Świata w piłce nożnej, kibicowała właśnie Brazylii. - Miałam nadzieję, że Brazylia wygra i to będzie kolejny dobry znak, że wszystko mi się uda - żartowała 26-latka. Zanim jednak zapadnie ostateczna decyzja o przeszczepie, nam już dziś, Marzena opowiedziała o swoje niezwykłej podróży. Czytajcie na stronie 4.

Marzena Erm zawsze była aktywna. Koncerty, spotkania ze znajomymi, studenckie życie, podróże i górskie wycieczki. Sielankę przerwała choroba. Chłoniak na trzy lata niemal zamknął ją w domu. Niemal, bo zamiast patrzeć w cztery ściany, Marzena nie zapomniała o tym, do przynosi jej radość. Pomiędzy kolejnymi seriami chemioterapii, jastrzębianka zaczęła planować podróż. Lekarz oczywiście wolałby, żeby Marzena o siebie dbała w domu, ale ona sama wolała wyjechać. Miesiąc w Gruzji i Armenii okazał się doskonałą terapią dla ducha. Marzena wróciła cała.

Po pierwsze: Podróż za parę groszy
Zaczęło się od tego, że w trakcie choroby zaczęło mi brakować podróży, na które wcześniej chętnie się wybierałam. Zapytałam na swoim blogu, czy ktoś może mi polecić jakieś miejsce i nagle odezwało się do mnie sporo osób, wśród nich dziewczyna, która pracowała jako wolontariuszka w Armenii. Pomysł mi się spodobał, bo lubię miejsca, gdzie są góry. Dostać się tam można przez Gruzję, a ponieważ bilety do Gruzji nie są drogie w jedną stronę zapłaciłam nieco ponad 100 złotych. Stamtąd pojechałam busem do Armenii.

Po drugie: Nie trzeba znać języka
Marzena pojechała do Armenii i Gruzji, choć kompletnie nie znała języka. Miała ze sobą kartkę ze zwrotami w języku rosyjskim i tyle. - Ale można się było dogadać na migi. Po angielsku tam nikt nie mówił, ale to nie stanowiło problemu. Można się było dogadać na migi- powtórzenie. Jak ludzie widzieli mnie spacerującą po jakieś wiosce, machali do mnie i zapraszali do domów – wspomina Marzena.

Po trzecie: Może być lepiej niż w Polsce
Jastrzębianka nie ukrywa, że momentami przeżywała szok kulturowy. Zwłaszcza, kiedy obcy mężczyźni proponowali jej nocleg, ot tak, po prostu. - W Polsce pomyślałabym, że to niebezpieczne i pewnie ten mężczyzna ma jakieś niecne zamiary, a tam, okazuje się, że jest to normalne – zapewnia Marzena. Co więcej, jeśli już ktoś przyjmie przybysza pod swój dach, grzechem byłoby dla niego przyjmować od gościa zapłatę. - Nie raz chciałam zapłacić za nocleg, np. starszemu panu, który mnie przenocował i zaopiekował się mną, kiedy się zatrułam, w dodatku kupił mi leki. Nie przyjął pieniędzy, powiedział, że to dla niego to zaszczyt, że mógł kogoś gościć i (to co dalej jest napisane, nie on powiedział, ale to już moja wiedza) dla każdego w tym kraju to jest wielki prestiż, że zatrzyma się w ich domu gość. Jeśli masz gości, to znaczy, że jesteś wart gości i dobrze, że sąsiad widzi, że ktoś się u ciebie zatrzymał – wspomina Marzena. Kiedy dziewczyna chciała zapłacić na nocleg, Ormianin, który ją przenocował rzucił pieniędzmi i powiedział, że go to obraża. Czy taka sytuacja mogłaby się zdarzyć w Polsce? O darmowym noclegu w Zakopanem raczej moglibyśmy tylko pomarzyć, a podobno Polacy też są tacy gościnni... Co ciekawe, starszy pan sam mył się w rzece i widać było, że jak każdemu w tym regionie, nie przelewa mu się i ledwo wiąże koniec z końcem. Nawet nie chciał, żeby Marzena spała na kanapie, zaproponował jej swoją sypialnię.

Po czwarte: Obserwuj ludzi
Nic tak nie pozwala poznać kraju i czerpać doświadczeń w podróży, jak przebywanie wśród zwykłych ludzi w ich środowisku, a nie w ekskluzywnych hotelach. Marzena przekonała się o tym na własnej skórze, kiedy została okradziona w biały dzień przez dzieciaki ze slumsów.
- Godzinę szłam na targ do dzielnicy slumsów, żeby kupić sobie porzeczki. Jak wracałam z zakupami, podszedł do mnie 3-latek i zaczął wyrywać reklamówkę. Była w szoku. Pierwszy odruch był taki, że się szarpałam, a potem puściłam worek i byłam ciekawa, co się stanie dalej. Okazało się, że dzieciak poleciał do reszty młodych i podzieliły się z nimi owocami. Bieda była tam tak ogromna, że kradzież była czymś normalnym – relacjonuje Marzena (te zdanie wywalić, bo to sugeruje, że tam jest powszechna kradzież, a to nie prawda, bo dzieciaki wyrywały mi jedzenie, a nie np. kamerę czy aparat, który zawsze nosiłam ze sobą. Czułam się tam bezpieczna. Ludzie po prostu byli głodni.. Następnego dnia dzieciaki okradły ją z popcornu. Na kolejne zakupy wybierała się z plecakiem. Normalne okazało się też to, że na ulicach leżą w zawiniątkach niemowlaki, bez żadnej opieki, a obok nich stoją kubeczki i puszki na datki.

Po piąte: Przełamuj bariery, stawiaj cele
Na koniec podróży, Marzena zostawiła sobie wyprawę na Kazbek, najwyższy szczyt wschodniego Kaukazu. Udało się dojść na wysokość 3,5 tys. m. n. p. m. - To dało mi poczucie, że jestem silna, zdrowa, mogę wiele. Wróciłam z wyprawy kompletnie odświeżona. Nie myślałam tam o przeszczepie, chemii i chorobie – zapewnia Marzena, która trasę wyczerpującą nawet dla w pełni zdrowego człowieka. Najpierw marsz w 35-stopniowym upale, potem przeprawa przez zimną i rwącą rzekę, nocleg w namiocie, burze, wiatry, a na koniec spacer po kolana w śniegu. Krajobrazy zapierały dech w piersiach.

Po szóste: Nadzieja się opłaca
Chciałabym pokazać chorym, że można robić coś więcej niż tylko dbać o siebie i siedzieć w domu, ale też mieć swoje marzenia i spełniać je, żeby o tym chorzy nie zapominali. Chodziło mi również o to, żeby każdy sobie stawiał swoje cele, nie każdy musi wchodzić na Kazbek, bo nie każdy ma taką kondycję - dodaje Marzena. Jastrzębianka do tej wyprawy przygotowywała się dużo wcześniej, jeździła na rowerze. - Nie miałaby, żadnej kondycji i wytrzymałości, gdybym tylko leżała i siedziała. Podejmowanie aktywności w chorobie jest bardzo ważne - przyznaje. Nawet rodzina, bardzo się bała, żeby wypuścić Marzenę w tak daleką podróż. O tym, że będzie spała u obcych ludzi i podróż potrwa ponad miesiąc, powiedziała im dopiero w dniu wylotu. Wcześniej jej rodzice w ogóle o wyprawie nie chcieli słyszeć.
Po szóste: W chorobie też trzeba się cieszyć

Lekarze na wszelki wypadek wolą wszystkim naszym pomysłom mówić „nie”, żeby w razie czego, nie byli odpowiedzialni za pogorszenie stanu zdrowia.
- Na początku się do tego stosowałam, ale potem widziałam, że nic się nie dzieje, jeśli na chwilę wyjdę na spacer, pojadę na jeden dzień w góry, czy przejadę się na rowerze - dodaje Marzena. - Nawet w czasie choroby trzeba pamiętać o tym, żeby się uszczęśliwiać, bo to napędza - podsumowuje Marzena. Z tą energią jastrzębianka czeka na przeszczep.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na jastrzebiezdroj.naszemiasto.pl Nasze Miasto