Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Porozumienie Jastrzębskie zapewniło wolne soboty. Podpisano je 42 lata temu. Grzegorz Stawski: Na tamten czas nie było szansy więcej ugrać

Piotr Chrobok
Piotr Chrobok
Grzegorz Stawski był jednym z sygnatariuszy podpisanego 42 lata temu Porozumienia Jastrzębskiego. Strajkujący wywalczyli wówczas m.in. wolne soboty.
Grzegorz Stawski był jednym z sygnatariuszy podpisanego 42 lata temu Porozumienia Jastrzębskiego. Strajkujący wywalczyli wówczas m.in. wolne soboty. arc. DZ, arc. MOK Jastrzębie/Józef Żak
- Uważam, że na tamten czas nie było szansy więcej ugrać - mówi Grzegorz Stawski, członek Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego i późniejszy sygnatariusz Porozumienia Jastrzębskiego. 42 lata temu podpisano Porozumienie Jastrzębskie. Strajkujący wywalczyli m.in. wolne soboty.

Porozumienie Jastrzębskie zapewniło wolne soboty. Podpisano je 42 lata temu. Grzegorz Stawski: Na tamten czas nie było szansy więcej ugrać

42 lata temu był pan pracownikiem dozoru ówczesnej kopalni Manifest Lipcowy. Na pana zmianie wybuchł strajk.

Byłem wtedy sztygarem. Cała ta "zadyma" spotkała mnie na nocnej zmianie. Miałem dyżur przy zjeździe załogi. Poszedłem na nadszybie, ale nikogo tam nie było. Wróciłem na cechownie. Tam byli wszyscy górnicy. Przyjechał dyrektor Duda i zaczął się wydzierać na ludzi. Został wygwizdany. Później zażądał, żeby dozór zjawił się w cechowni ruchu pierwszego. Tam dyrektor kazał nam, jak powiedział "brać to chamstwo za pysk". Ja obróciłem hełm daszkiem do tyłu i powiedziałem, że zmusza nas do wejścia w konflikt z załogą, a moje miejsce jest razem z nią. Potem poszliśmy do załogi. To był początek mojego udziału w strajku. W związku z tym, że moja postawa była, jaka była zostałem później członkiem Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego.

Jak pan wspomina tamte dni?

To był pierwszy moment przełomu. Mieliśmy dość. Ja osobiście pracując na dole w kopalni na 365 dni w roku, miałem 7 dni wolnych. Przyjeżdżaliśmy z urlopów z takim przeświadczeniem, że coś się musi zdarzyć. Byliśmy też nabuzowani w związku z Wybrzeżem. Wiedzieliśmy co tam się dzieje. Porozumienie Gdańskie było podpisane 31 sierpnia. Już była wtedy informacja w mediach. Wysłaliśmy nawet tam swoje trzy delegacje. Ostatecznie dotarła jedna, ale już po podpisaniu Porozumienia. Oni też wiedzieli, że coś się u nas dzieje, ale nie wiedzieli co. Nawet Wałęsa tej naszej delegacji powiedział, że gdyby mieli tego świadomość, Porozumienie Gdańskie mogłoby wyglądać lepiej.

Do Jastrzębia przyjechał wtedy wicepremier Kopeć. Jak został przyjęty przez strajkujących?

Wprowadzaliśmy Kopcia na kopalnię, a tam było 11,5 tysiąca ludzi. Był taki szpaler od bramy. Były brawa i oklaski, ale nie dla niego. To była akceptacja i poparcie dla działań MKS-u i podkreślenie istoty tej sprawy. Było wiadomo, że coś się będzie działo.

Coś charakterystycznego zapamiętał pan ze strajku w kopalni Manifest Lipcowy?

Pamiętam, że początkowo próbowano nas wciągnąć w rozmowy z ludźmi niedecyzyjnymi. Dopiero później rozpoczęły się prawdziwe negocjacje. W różnych punktach szły one sprawnie albo dramatycznie. Ustaliliśmy zasadę, że w negocjacjach żadnego postulatu "nie przeskakujemy". Punktem, który wydawało się, że nie przejdzie było zapewnienie wolnych sobót. I to był bardzo trudny moment, ale przy pomocy i z udziałem kobiet, które były w MKS-ie udało się go przyjąć. To one postulowały, żeby chociaż jeden dzień w tygodniu rodziny mogły być ze sobą. Wicepremier Kopeć zdecydował się na jego przyjęcie, a naprzeciw mnie siedział Żabiński (również reprezentant strony rządowej - przyp. red). Jak on się wtedy wściekł. Zapytał Kopcia, jakim prawem przyjął ten postulat. "Ja tutaj jestem szefem" - odpowiedział mu Kopeć. Później, jak przepisywaliśmy porozumienie "na czysto", ze strony rządu przepisywała je sekretarka. Za każdym razem, gdy dochodziło do wolnych sobót, sekretarz ds. węgla w ministerstwie górnictwa, kazał jej coś tam pozmieniać. Taki dokument był podarty i pisany od nowa.

Jaka atmosfera w tamtych dniach panowała wśród załogi, wśród komitetu?

Większość z nas, to byli ludzie "z Polski". Mieliśmy swoje doświadczenia. Pamiętaliśmy, co się działo wcześniej w Gdańsku. Czuliśmy tę atmosferę strajków, a nawet taki nacisk, rodzaj presji przywieziony z różnych stron Polski, dlaczego wy tu na Śląsku nie strajkujecie. To był rodzaj determinacji.

Nie było obaw? Władze komunistyczne wcześniej i później pokazały, na co je stać...

Wiedzieliśmy, że w jedności siła. Nikt z nas nie kalkulował, jakie zagrożenie to za sobą niesie. To był moment, który dawał takie poczucie, że teraz albo nigdy. Mieliśmy świadomość masowości tych protestów. Jeśli ktoś miał trochę cywilnej odwagi i nie miał miękkiego kręgosłupa, był z nami.

Po podpisaniu Porozumienia musiała zapanować wielka euforia.

Podpisaliśmy Porozumienia i pamiętam, że sala na której byliśmy takim rykiem odśpiewała hymn, "Boże coś Polskę" i co zabawne, "Międzynarodówkę". Wczytując się w jej słowa: "powstańcie, których dręczy głód", one akurat odpowiadały temu, co działo się na Manifeście Lipcowym. Ludzie, którzy byli zgnębieni odbili się od dna. Nastąpił przełom. Nawet naiwnie wierzyliśmy, że może być tylko lepiej, że władza zmieni swój sposób postępowania. Byliśmy łatwowierni. Bardzo szybko musieliśmy "dorosnąć". Później się okazało, co się okazało.

Jak widzi pan Porozumienie Jastrzębskie po latach?

Trzeba mieć świadomość, w jakich realiach politycznych odbywał się strajk. Spłynęły do nas całe hektary postulatów. Trzeba było z nich wybrać to, co jest najbardziej konieczne, co załatwia problem wszystkich zakładów w dużej skali. Mieliśmy ugrane sprawy socjalne, dostaliśmy wolne soboty. Uważam, że na tamten czas nie było szansy ugrać więcej. Nie było mowy, żeby tworzyć opozycyjne partie. Po latach wpadły mi w ręce stenogramy rozmów Komitetu Centralnego w związku ze strajkami. Były tam wszystkie słowa. Zdania Gierka, czy Jaruzelskiego. Decyzja o tym, że należy podpisać Porozumienia zapadła 30, wtedy podpisano je w Szczecinie. A wszystko to było związane ze strajkiem na Śląsku. Oni wiedzieli, że nad tym nie zapanują.

Nie ma pan takiego poczucia, że Porozumienie Jastrzębskie jest trochę w cieniu Porozumień z północy?

My na Śląsku, napisaliśmy i podpisaliśmy to nasze porozumienie sami. Bez udziału wielkich tego świata związanych z opozycją, którzy byli w Gdańsku. Może dlatego tak jest.

od 7 lat
Wideo

Uwaga na Instagram - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na jastrzebiezdroj.naszemiasto.pl Nasze Miasto