Wspominamy tragiczne wydarzenia z 1981 roku w Jastrzębiu

Głośne krzyki milicjantów, a potem strzały, których nikt się nie spodziewał. Tak tragiczne wydarzenia sprzed 29 lat - z 15 grudnia 1981 roku - wspominają uczestnicy słynnej pacyfikacji kopalni "Manifest Lipcowy", dzisiejszej "Zofiówki".
- Doskonale pamiętam ten dzień. Tak naprawdę to nie było nagłe i niespodziewanie zajście. Od kilku godzin milicjanci i wojsko kręciło się wokół terenu kopalni, myśmy przygotowywali barykady. Liczyłem się z tym, że w końcu nie wytrzy-mają i być może użyją siły, ale nie broni - mówi nam Czesław Kłosek, jeden z czterech rannych uczestników pacyfikacji.
- Wydawało mi się, że nie jesteśmy pierwsi, którzy się buntują przeciwko władzy i przecież dotąd nigdy nie użyto wobec robotników broni, więc dlaczego teraz miałoby się stać inaczej? Niestety pomyliłem się. Jeden z milicjantów we mnie mierzył z kałasznikowa - wspomina Kłosek, który został postrzelony w kręgosłup i do dziś nosi w sobie kulę. To cud, że przeżył.
- Oczywiście nie da się zapomnieć tamtych wydarzeń, ale też trzeba żyć dalej. Tego, że przeżyłem. Nie traktuję jako szansy od Boga, tak po prostu miało się stać - mówi Czesław Kłosek. W pacyfikacji ranni zostali jeszcze jego trzej koledzy. Wszyscy przeżyli mimo, że jak wspominają bohaterzy, nie było warunków do profesjonalnego opatrzenia ran. Zostali jedynie przeniesieni do punktu opatrunkowego przygotowanego gdzieś w kopalni, gdzie nie przygotowani ludzie próbowali ratować im życie. Dramatyczne wspomnienia uczestnicy wydarzeń grudniowych opowiedzieli podczas specjalnie zorganizowanego spotkania w Galerii Historii Miasta w miniony wtorek.
- Chcemy, żeby mieszkańcy Jastrzębia pamiętali o tym, jak ważne wydarzenia działy się w naszym mieście. Że zanim ginęli górnicy na Wujku, ci z Jastrzębia też ryzykowali życie i przelewali krew - mówi Andrzej Kamiński, szef Inicjatywy Społecznej Pamięć Jastrzębska, która przypomina bohaterów walki o wolność kraju.