Proces Dariusza P. z Jastrzębia: rozprawa bez rewelacji
Dzisiaj o godz. 9.30 w sądzie w Rybniku odbyła się kolejna rozprawa w procesie Dariusza P. oskarżonego o to, że 10 maja 2013 roku celowo podpalił dom rodzinny. W wyniku pożaru zginęła wówczas jego żona oraz czworo dzieci.
Jako pierwszy przed sądem w Rybniku stanął Ryszard R., elektromonter z zawodu, który wykonywał częściowy remont państwu S., jednak z braku czasu i wolnych terminów polecił, by meble wykonał dla nich oskarżony.
- Ja sam wykonuję remonty mieszkań, a pan Dariusz wykonuje meble, wcześniej sprzedawał i montował też okna. Wiedziałem, że takie meble robi, bo z takiej działalności go znałem. To, że Dariusz P. nie dotrzymał terminu z remontem odebrałem źle, ponieważ gwarantowałem państwu S., że wszystko zostanie wykonane w terminie. Nie rozmawiałem jednak na ten temat z oskarżonym, ani nie nalegałem, by dokończył pracę, bo to była umowa między nim a państwem S. - mówił Ryszard R.
Jak zeznawał świadek, jakieś 2-3 tygodnie przed tragicznym pożarem w domu Dariusza P., oskarżony pojawił się w pracy u Ryszarda R. Już wtedy były opóźnienia w pracy u państwa S.
- Rozmawialiśmy o tym, że to, co będę mógł dokończę za niego. Problem wtedy był taki, że Dariusz P. stracił palce w wypadku przy pracy. Ciężko mi jednak powiedzieć, czy odczuwał jakąś presję lub wyrzuty sumienia w związku z tym, że nie wykonał pracy na czas - mówił Ryszard R.
Proces Dariusza P.: Szokujące zeznania kolejnych świadków [FOTO]
Zaraz po tym, jak zeznania złożył elektromonter, przed sądem stawali kolejno policjanci, którzy 10 maja 2013 r. zabezpieczali teren domu przed tym, by nikt nie przedostał się na teren posesji.
- Na miejscu zastaliśmy patrol policji i dziennikarzy stojących przed radiowozem. Strażaków już nie było. Nie wchodziliśmy do domu, kazano nam pilnować, by nikt się do niego nie zbliżał. Nikt nie wchodził na teren zabezpieczanego miejsca, ani nawet nie podejmował takiej próby. W czasie mojej służby nie widziałem oskarżonego - mówił Rafał K., jeden z policjantów.
Z kolei Artur K., drugi z mundurowych, zeznawał, że policjanci chodzili po sąsiadach i rozpytywali o zdarzenie. - Wtedy, kiedy my przeprowadzaliśmy te rozmowy na miejscu był wydział kryminalny, który nas zastąpił - zeznawał 31-latek.
Kamil B. dodał natomiast, że policjanci nie wchodzili na teren posesji. - O ile pamiętam, ten dom był w takim stanie, w jakim zostawili go strażacy. Wszystko było otwarte, okna też. Na stole leżały chyba jakieś bandaże, rzeczy pozostawione przez pogotowie. Nikt do budynku nie wchodził. Nie było takiej opcji, aby w momencie, gdy nam polecono prowadzenie rozmów z sąsiadami, to miejsce zostało bez zabezpieczenia. Zmieniono nas - zeznawał.
Archeologiczna Wiosna Biskupin (Żnin)
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?