Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

„Zaje*** cię, szmato, kur***". Właścicielka lokalu we łzach, nowe fakty w sprawie Krzysztofa Lindego

Bartosz Wojsa
Krzysztof Linde z Jastrzębia: nowe fakty w sprawie
Krzysztof Linde z Jastrzębia: nowe fakty w sprawie Bartosz Wojsa
Krzysztof Linde z Jastrzębia: nowe fakty w sprawie. Rozbieżności w zeznaniach, groźby pod adresem innej osoby w dniu zdarzenia, a także właścicielka lokalu we łzach. - Wypier*** stąd! Zaje*** cię, ty szmato, ty kur*** - miał mówić oskarżony Adrian S. do dziewczyn bawiących się w klubie „Nowe Zacisze".

Krzysztof Linde z Jastrzębia: nowe fakty w sprawie

Dzisiaj o godz. 9.30 w sądzie w Rybniku odbyła się kolejna rozprawa w sprawie śmiertelnego pobicia Krzysztofa Lindego, do którego doszło w nocy z soboty na niedzielę, 27-28 sierpnia 2016 roku, w lokalu „Nowe Zacisze" na os. Przyjaźń w Jastrzębiu-Zdroju. Tym razem przed sądem zeznania złożyły trzy osoby: Paweł W., który pomagał oskarżonemu Adrianowi S. przenieść Krzysztofa na zaplecze po pobiciu; Angelika P., której oskarżony miał wcześniej grozić zabiciem; Barbara W., która jest właścicielką lokalu.

Jako pierwszy przed sądem stanął Paweł W., który zeznawał w sposób arogancki, co chwilę zwracając uwagę sędzi, z pełnym uśmiechem na ustach. Stwierdził, że po ostatniej publikacji Dziennika Zachodniego postanowił zmienić zeznania. Mówił więc w sądzie m.in. o tym, że razem z pobitym śmiertelnie didżejem miał wielokrotnie... zażywać narkotyki w dniu zdarzenia. Mimo tego, że wcześniej w ogóle o tym nie wspominał.

- Krzysiek sobie nie żałował. Zapytał się, czy „mam coś", bo lubił sobie „przyćpać". Później praktycznie co godzinę, mniej więcej, chodziliśmy na stronę, by wziąć kolejną „kreskę" mefedronu. Zresztą byłem może na sześciu imprezach, kiedy widziałem, jak on wciąga. Nie tylko w „Nowym Zaciszu", ale też na przykład na jakiejś imprezie w Zebrzydowicach czy innym jastrzębskim lokalu - zeznawał.

Paweł W. kilka razy mylił się w zeznaniach. Twierdził jednak, że to Linde sprowokował bójkę i uderzył jako pierwszy. Według niego, didżej podnosił głos, zachowywał się dziwnie.

- Coś strzeliło mu do głowy. (...) W pewnym momencie podszedł do mnie i Adriana S., gdy siedzieliśmy przy barze, uderzył go od tyłu w prawą stronę twarzy. Adrian się odwrócił, machnął dwa razy rękami i Krzysztof upadł na ziemię. Wtedy Zbigniew rzucił się na S., próbował ich rozdzielić - relacjonował.

Czytaj więcej o zdarzeniu:
Szok! Krzysztof Linde zmarł, bo nikt mu nie pomógł. Zaplecze było całe we krwi

Paweł W. do końca utrzymywał, że pobicie didżeja przez Adriana S. było aktem samoobrony. Nawet wtedy, kiedy bezbronny Krzysztof Linde podnosił się z podłogi, a oskarżony kopnął go w twarz. - Podszedł i kopnął go w łeb, po prostu. Możliwe, że jak Krzysiek upadał to uderzył o stół. Oklepywałem go po twarzy rękami, ale on już spał. Poprosiłem Adriana, by pomógł mi wziąć go z podłogi - mówił Paweł W.

Wtedy obaj zanieśli poszkodowanego na zaplecze, gdzie usadzili go w fotelu i tak zostawili, pod „opieką" Zbigniewa W. - brata właścicielki lokalu „Nowe Zacisze". Paweł W. twierdził, że krwi praktycznie w ogóle nie było. Wielokrotnie podczas rozprawy atakował słownie naszego dziennikarza za publikację materiałów policyjnych, na których widać, że zaplecze było całe we krwi. - To niemożliwe, nie wiem, skąd ona się tam wzięła - podkreślał.

Warto zaznaczyć, że podczas śledztwa Paweł W. utrzymywał, że nic nie pamięta z dnia zdarzenia. Dopiero później pamięć mu wracała, a przynajmniej tak twierdził. Później, jak sam przyznał, przeczytał w publikacji DZ o tym, że Barbarze W. postawiono zarzut utrudniania śledztwa. Wówczas postanowił zmienić zeznania.

- Nic nie powiedziałem, choć cały czas o tym pamiętałem, bo nie chciałem sam siebie obciążać ze względu na te narkotyki. Tłumaczyłem też w prokuraturze, że chciałem chronić Basię. To ja mówiłem, by nie wzywać pogotowia, bo wiedziałem, że Krzysiek ćpał ze mną. Sprawdzałem, czy oddychał i wszystko było w porządku, nie było widać skutków, że coś mu się stało. Adrian albo Zbyszek chcieli zadzwonić na pogotowie, ale ja poprosiłem, by tego nie robili, bo nie widziałem powodu - zaznaczał Paweł W.

Więcej o sprawie:
Kopnął w głowę DJ'a, jakby kopał piłkę. Później Adrian S. miał zastraszać świadków

Przed sądem zeznawała też dzisiaj Angelika P., która w tragicznym dniu miała uczestniczyć w kłótni z oskarżonym Adrianem S. Jak mówiła, poszła do baru z kilkoma koleżankami, by imprezować. W pewnym momencie usłyszała kłótnie swojej koleżanki, Wiktorii R., z oskarżonym Adrianem S.

- Usłyszałam jej krzyki. Obróciłam się i zobaczyłam, że kłóci się i szarpie z oskarżonym, więc podbiegłam do nich i go odepchnęłam. Potem szybko ją zabrałam i wyszłyśmy na ławkę. On się zdenerwował, powiedział, że mamy spier*** i mamy na to trzy sekundy. Nie bałam się, ale wolałam odejść, tak było rozsądniej, więc pobiegłyśmy między bloki na jakieś 20 minut - mówiła Angelika P.

Zgodnie z jej słowami, dziewczyny wróciły później do baru, gdzie było już spokojnie. Miały nawet usiąść przy tym samym stole, co oskarżony i z nim rozmawiać. Angelika P. nie wie, czego dotyczyła kłótnia jej koleżanki i oskarżonego. Choć inne zdanie na ten temat ma Barbara W., właścicielka lokalu. Jej relacja tego zdarzenia wygląda nieco inaczej, mimo tego, że nie była jego bezpośrednim świadkiem.

- Kiedy byłam na zapleczu, przybiegła do mnie jakaś dziewczyna i powiedziała, że Wiktoria (dziewczyna była pracownicą lokalu, lecz tego dnia przyszła jako gość - red.) miała spięcie z Adrianem S. i uciekła między bloki. Mówiła, że jest strasznie spanikowana, że boi się wrócić, choć była wówczas bardzo pijana, więc jej emocje były wygórowane - zeznawała Barbara W. Według jej informacji, jak zeznawała 30 sierpnia 2016 roku (dziś w sądzie potwierdziła te zeznania - red.), oskarżony miał krzyczeć do dziewczyn ostrzejsze słowa, niż twierdziła Angelika P. Choć nie słyszała ich osobiście.

- Wypier*** stąd! Zaje*** cię, ty szmato, ty kur*** - miał mówić do dziewczyn, za co dostał zarzut groźby na szkodę innej pokrzywdzonej. Później Wiktoria R. miała wrócić z właścicielką do lokalu, kobieta chciała bowiem załagodzić całą sytuację. Wzięła ją za bar, skonfrontowała z oskarżonym.

Więcej o tragedii:
Szok! Adrian S. zastraszał świadków pobicia. Znamy też wyniki sekcji zwłok didżeja

- Stanął naprzeciwko niej i się uśmiechał, jakby nic się nie stało. Wiktoria odwróciła się do mnie i powiedziała nawet z ulgą, że on nic nie pamięta, że nic się nie dzieje - zeznawała Barbara W.

Mówiła też, że Krzysztof Linde podczas imprezy pił alkohol, wódkę, ale nie był agresywny. Nie słyszała natomiast nic o tym, że miał brać narkotyki. Gdy doszło do śmiertelnego pobicia, kobiety nie było już w lokalu - wyszła około 3-4 w nocy (do pobicia doszło około 5-6 w nocy - red.). O sprawie nie została poinformowana w zasadzie przez nikogo, jak twierdzi.

- Nerwowo dzwoniłam do brata, do Angeliki (barmanki, która była wówczas w lokalu - red.), bezskutecznie. Wieczorem pojechałam do lokalu i na miejscu się dowiedziałam, co się stało. Nie wiedziałam jednak, jak sprawa jest poważna. Myślałam, że Krzysztof zaraz się odezwie, że jest przytomny i opatrują go na pogotowiu. Próbowałam się do niego dodzwonić, martwiłam się. Dopiero na wizji lokalnej tak naprawdę dowiedziałam się o szczegółach tego, co się stało. Byłam w szoku. Ja zostałam w tym wszystkim pominięta, nikt nie chciał mi nic powiedzieć - mówiła Barbara W.

Gdy pełnomocnik dopytywał, dlaczego kobieta nie drążyła tematu, skoro jej brat unikał odpowiedzi, a barmanka wyjechała nagle w góry - Barbara W. nie wytrzymała napięcia.

- W niedzielę wieczorem dopiero od policjanta dowiedziałam się o tym, że Krzysiek jest w bardzo ciężkim stanie. Gdybym wiedziała wcześniej o takiej sytuacji, gdyby ktoś z lokalu do mnie zadzwonił, nie czekałabym na moment, w którym Krzysztof „może się ocknie", tylko od razu wezwałabym pomoc. Przyjechałabym i taka sytuacja nie miałaby miejsca - mówiła we łzach, komentując decyzję obecnych na miejscu zdarzenia osób, które pomoc wezwały dopiero po kilku godzinach. Ze względu na stan kobiety, sędzia zarządziła nawet 5-minutową przerwę.

Czytaj więcej:
Pogrzeb Krzysztofa Lindego. Mieszkańcy opłakują skatowanego didżeja

Przypomnijmy, że sprawca śmiertelnego pobicia, Adrian S., ma trzy zarzuty: uszkodzenia ciała ze skutkiem śmiertelnym, groźby na szkodę innej pokrzywdzonej i zarzut podżegania do składania fałszywych zeznań przez jednego ze świadków. Może posiedzieć nawet 15 lat.

Zbigniew W., brat właścicielki lokalu, otrzymał dokładnie trzy zarzuty: nieudzielenia pomocy, składania fałszywych zeznań i utrudniania postępowania. Grozi mu za to kara do 8 lat więzienia.

Paweł W. i Angelica Ł. również otrzymali zarzut nieudzielenia pomocy, za co grozi im do 3 lat więzienia. Dodatkowo, właścicielce lokalu, Barbarze W., postawiono zarzut utrudnienia postępowania. Grozi jej za to do 5 lat więzienia.

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na jastrzebiezdroj.naszemiasto.pl Nasze Miasto